Kurz i swego
rodzaju pył unosił się w powietrzu. Gromadził się w kątach, między szafkami,
pokrywał powierzchnię starych ksiąg oraz ramy pustych obrazów. Po pomieszczeniu
rozeszło się krótkie kichnięcie. Echa nie było. Za dużo rzeczy, za dużo mebli
wypełniało przestrzeń, by dźwięk rozszedł się. Otoczenie wydawało się bardzo
stłoczone w porównaniu do kompletnie pustych korytarzy i ogromnych holi. Drobny
pyłek tylko nasilał to wrażenie – zanieczyszczenie nie występowało nigdzie
indziej. Przesiadywało głównie między tymi ciężkimi kartami i czekało, aż ktoś
raczy je otworzyć. Na pewno nie były ruszane od wielu lat, ba, może wieków!
Wszystko na tym zamku, na tym zamku ze szkła, wydawało się dziwne i bardzo
skomplikowane. Korytarze ciągną się w nieskończoność i tylko od siły, od
własnej intuicji zależy, czy się zgubisz, czy nie. Należało wziąć pod uwagę, że
pytań pozostało więcej, niż odpowiedzi. O jakiej sile mowa, do kogo ona należy?
Czy takie zanikanie jest godne z prawami fizyki? Kim są ludzie, w długich
płaszczach?
- I kim do cholery jest Gamma? – rozległ się cichy pomruk. Z
pewnością należał on do osobnika męskiego, dojrzałego i trochę niepewnego
swojej sytuacji. Pod uwagę należało też wziąć bardzo nietypowy akcent. Nie potrafił
dobrze wypowiedzieć literki „h”, a każde słowo mocno akcentował na ostatnią
sylabę. Dopiero po pewnej chwili zza jakiejś komody wyłonił się blady
młodzieniec, do którego ów pomruk należał. Posiadacz morskich oczów i
króciutkich włosów w odcieniu piasku, ułożonych na jeża. Na twarzy było też
widać ślady zarostu, z wyróżnioną kozią bródką, choć nie wyglądał staro. Wręcz
przeciwnie – miał bardzo młodzieńcze rysy , choć głos to wyraźny
pomruk po mutacji. Niezbyt wysoki, szczupły, ale na pewno miał ok. 20 lat.
Przechadzał się spokojnie pomiędzy stosami pism i ksiąg. Od czas do czasu
przejeżdżał palcami po wybranych okładkach, co wyjaśniało by, czemu
pozostał na nich ślad. Wzrok miał przenikliwy, lecz nie potrafił się skupić na
jednej rzeczy, na jednej myśli. Nawet nie chciał. Wszystko wydawało się już i
tak bardzo skomplikowane – ten zamek był dziwny, zwłaszcza jest struktura i
niecodzienna aura. Nie pamiętał kompletnie nic i tylko chodził z tą pojedyncza
fotografią – rozpoznał siebie na tle ciemnego miasta z szeroką rzeką. Oczywiście, z początku miał ogromne
trudności. Cały obraz przed oczami bardzo mu się zamazywał i z trudem szedł w
linii prostej. Zdjęcie stało się jasne, gdy otrzymał od tego zamaskowanego
gościa soczewki. Włożył je wg. Instrukcji do oczu, okazały się szkłami
kontaktowymi. Czyli oprócz tego, że był kiedyś nad jakąś rzeką wiedział
jeszcze o wadzie wzroku. Może to by wyjaśniało, czemu nie mógł się
skupić na jednej czynności. Westchnął cicho. Od dłuższego czasu krążył po tej
małej bibliotece. Mógł wchodzić do szafirowych wrót, dlatego skorzystał z
pierwszej, lepszej okazji. I znalazł się tutaj. Okna wychodziły na ciemny bór.
Nie była to ta strona od której przyszedł na zamczysko, ale
sądził, że od jeziora jest daleko. Postanowił go poszukać, jednakże najpierw
musiał coś zrobić. Skoro jest się w bibliotece, nietrudno, by nie wziąć jakiejś
księgi. A nuż czegoś się dowie. Kurz masowo wzniósł się w powietrze, gdy
położył ciężką lektury na podłogę, z powodu braku jakiegokolwiek stolika w
pobliżu. Przewrócił parę kartek, a jego oczy rozszerzyły się gwałtownie. To nie
była łacina. To nie było coś , co przypominało jakiś ludzki alfabet. Prosty
zbiór losowych kresek, kółek i łuków. Blondyn przeklął pod nosem. Nic, zupełnie
nic. Czemu jest w tym zamku jak w klatce? I czemu ma wrażenie, że czeka go
rzeź. Kiwając głowa z dezaprobatą wyłożył księgę z powrotem na półkę. Oparł się
o mebel czołem i rozmyślał o całej tej sytuacji. Nadal miał nadzieję, że to
wszystko tylko zły sen, że zaraz sobie wszystko przypomni i zaraz się obudzi z
tego koszmaru. Niestety, czekał już 3 dni. Ocknięcie nadal nie przychodzi. To
zdecydowanie najgorsza noc. O ile jest nocą, a nie południem w
zakurzonej bibliotece, na ogromnym zamku. Rzeczywistość mieszała się z
fantastyką. Tylko parę elementów zachowało swoje wewnętrzne „ja”. Jak na
przykład nagłe szarpnięcie drzwiami.
Odruchowo oderwał się od kolumny,
serce mu bardzo szybko zabiło. Schował się gdzieś między szeregami, a żeby
zobaczyć co się stało, musiał zerknąć przez małe szpary między kolejnymi
książkami. Sam nie wiedział czemu tak się schował. Tak mu podpowiedziała
intuicja, a podobno tylko jej można tutaj ufać. Nie wiedział, kim była
dziewczyna, która nagle wpadła do pomieszczenia. Widział tylko kasztanowe włosy
z gęsta grzywą, tylko blask szmaragdowych oczu w świetle jasnych promieni.
Kręciła się bardzo nerwowo po komnacie. Każdy jej ruch był przepełniony
emocjami. Sukienka, którą była przyodziana, tańczyła do jej uczuć. W pewnym
momencie przystanęła i spojrzała w przeciwną stronę, do której stał chłopak. W
wyniku zrywu podbiegła do najbliższego jej regału i zrzuciła parę pism. Kolejne
chmary kurzu dostały się do atmosfery. Dziewczę zakaszlało bardzo mocno i
upadło na podłogę. Mężczyzna ledwo co się powstrzymał od tego samego - utwardził
się w przekonaniu, że chciał zobaczyć, jak ta sytuacja dalej się potoczy.
Zgodnie z jego oczekiwaniami nie poddała się, mimo łez napływających do,
ładnych jego zdaniem, oczu. Chaotycznie sięgnęła po pierwszą z boku lekturę.
Zareagowała tak samo jak on sam wcześniej – głośnym przekleństwem, po
czym rozpłakała się na dobre. Siedziała tak i roniła wiele łez. Szczerze, miała
dość wszystkiego i dość całego tego zamieszania.
- Też chciałabyś się
obudzić? – tak, ośmielił się spytać o to dopiero po jakimś czasie, gdy łkanie
wyparła wymowna i wyczerpująca cisza. Wyszedł w końcu zza regału, gdy ta
zwróciła uwagę na głos. Zrobiło mu się głupio, stojąc tak i patrząc na płacząca
szatynkę. Ponownie dobrze przewidział – odwróciła się w jego stronę gwałtownie
z szerokimi oczami. Kompletnie nie wiedziała, co powiedzieć, była zszokowana
widokiem nieznajomego. No właśnie, nieznajomego. Nie miał prawa teraz wejść,
czyli musiał wszystko to widzieć. Zapytała go o to po chwili ciszy:
- Długo tu jesteś? – pokiwał twierdząco głową i usiadł obok.
Zamknął otwartą jeszcze księgę. Spojrzał na dziewczynę. Tak, miała ładną,
trójkątną twarz, jak początkowo przypuszczał. Na pierwszy rzut oka wydawała się
niezbyt towarzyska – zielone oczy, zakryte potencjalnie grubą i prosta grzywka
raczej nie zachęcały do rozmowy. Całościowo wyglądała dość groźnie. Blondyn
wyobraził ja od razu sobie w dużych, potarganych ciuchach, jako osoba dość
nieogarnięta i buntująca się. Za to kim był on sam? Dziewczynie na
myśl przyzwał jakiegoś modnisia i romantyka, ale na pewno miał olej w głowie.
Jego wzrok, jego ton wypowiedzi to wręcz utrwalały. Elegancki akcent
wprawiał we wrażenie, że musiał być urodzony w bardzo arystokratycznej
rodzinie, choć nie do końca nie potrafił wypowiedzieć poprawnie paru spółgłosek,
za to samogłoski miał w zwyczaju przedłużać i mocno zaznaczać. Ogółem zaczęli
myśleć tak nad sobą przez dłuższy czas. Milczenie nie było jakoś specjalnie
krępujące jak wcześniej, mało tego - pomagało się skupić. Była to pierwsza
rzecz, na której chłopak potrafił skierować większość swojej myśli. Wkrótce jednak zaświeciła
mu się lampka w głowie. Uśmiechnął się szerzej ukazując szereg białych ząbków:
- Nazywam się Philippe Blanchard.
Tak przynajmniej wynika z tego, co mi podano. – podał jej prawą rękę jako gest
przywitania. – A ty, ślicznotko? Na te sformułowanie na twarzy szmaragdowookiej
pojawił się wyraźny grymas. Zrobiło się jej bardzo dziwnie na duszy. Pomyślała,
że nigdy nie była przyzwyczajona do takich słów skierowanych w jej stronę… Albo po
prostu nie chciała ich słyszeć. Dla Philippa od razu stało się jasne, że jakkolwiek straciła by pamięć
i tak będzie bardzo niedostępną i chaotyczną osobą. Na to wskazywała
mu ta reakcja i zachowanie, gdy nagle wpadła do bibliotek, gdy zrzucała księgi
z swoich miejsc. Nie można zapominać, że kurz nadal unosił się gęsto nad nimi i
bynajmniej o tym nie zapomnieli. Szatynka nagle zapadła się w mocny kaszel
przez który wychrypiała podając dłoń:
- Kate Carter. Chłopak niespodziewanie ten splot dłoni mocno
pociągnął w górę, tym samym razem wstali. W kilka sekund znaleźli się na
korytarzu, poprowadził dziewczynę dzielnie do wyjścia. Carter natychmiast
oparła się o zimną ścianę i osunęła się o ziemię. Philippe, jak miał się
nazywać blondyn, stanął nad nią z tym samym uśmiechem:
- To nie było odpowiednie miejsce do rozmowy. –
stwierdził po krótkiej chwili. Zauważył, że być może ta laska ma jakieś
problemy ze zdrowiem, z drogami oddechowymi. Albo po prostu kurzu
było za dużo? Lekarzem niestety nie był, albo zapomniał, że nim jest.
Zaryzykował jednak. – Zwłaszcza z twoimi problemami z…
- Nie mam żadnych problemów. – Ucięła mu w połowie
zdania krótko i stanowczo. Nie, Ona nie mogła do siebie dopuścić, że miała
jakiekolwiek problemy. Być może było jej czasem ciężko oddychać, ale to po
prostu zmiana klimatu, albo jakieś choróbsko nabyte podczas
wspinaczki na skałę. Przed skonsumowaniem tajemniczego posiłku było o wiele
gorzej. A to teraz… To było tylko jakieś napięcie spowodowane tym, że
nic nie pamiętała. Nie znała siebie. Nie można było stwierdzić, że ma
jakiekolwiek kłopoty. Znowu zakryła twarz dłońmi:
- Tylko się zakrztusiłam, nie musiałeś mnie stamtąd
wyprowadzać. – odparła po chwili w kontrataku. Ta rozmowa nie miała zbyt
dobrego obrotu. Puste obrazy, garstka popiołu w pamięci. Blanchard pokiwał
głowa z dezaprobatą. On też nie wiedział, kim jest. Nikt chyba nie wiedział,
oprócz tych ludzi w płaszczach koloru tego właśnie popiołu, który pozostał na
stałe w wielu głowach. Jeżeli ten syf powstaje po spaleniu czegoś, po reakcji
wywołującej tyle gorąca – które może krzywdzić, ale też ratować – to co było
z tego prochu wcześniej? Jak widać, by funkcjonować mieli wspinać się na wyższe
szczeble filozofii. Morskie oczy przymknęły się na chwilkę, potrzebował
sformułować odpowiednią odpowiedź:
- Tak, musiałem. Nieładnie patrzyć na twarzyczkę, która tak
się męczy. – styl wypowiedzi tego chłopaka na pewno na długo pozostanie w
pamięci szatynki. Jej obraz osoby, która nosi złoto do snu, się powoli
utrwalał. Wywnioskowała też, że osobowość Philippe kusiła, zbawiała bezbronne
ofiary do nikłego i nietrwałego świata w ciemności. Niebieskooki mógł być
pułapką, dlatego postanowiła trzymać się na razie z nim na dystans.
- Dużo mi ulżyło, naprawdę. – mruknęła sucho, bez żadnych
emocji. Nie wiedziała, ile jeszcze pozostanie w takiej niewiedzy, nie
wiedziała, co się z nią stanie, jak uzyska już te wszystkie informacje. Dla tej
sytuacji istotne tez było, że nie wiedziała, jaką rolę może odegrać jej nowy
znajomy w jej życiu. Był w takiej samej sytuacji jak ona, de facto też nic nie
pamiętał. Też musiał dużo myśleć ad sobą. W końcu z jego ust padło zasadnicze
pytanie:
- Jak dużo pamiętasz?
- 3 dni z urywkami. Od kiedy trafiłam na to lodowe
pustkowie, przez odpoczynek w komnacie, rozmowę z Betą i kończąc na tobie,
Philippe. – odparła szybko, jakby od niechcenia. Chłopak zerknął na nią z
zaciekawieniem. Beta? Nie , nie słyszał tej nazwy wcześniej. Dla niego istniał
Gamma. Te nazwy pasowały do siebie. Gamma, Beta. Beta, Gamma. No tak, musiał ją
przywitać inny płaszcz koloru „spalania”. Zerknął wymownie na dziewczynę. Ta
syknęła niezbyt przyjaźnie:
- Coś do mnie masz? – zmuszony był pokiwać natychmiast
przecząco głową. Sam nie wiedział, czy ma do niej jakieś wyrzuty. Z jednej
strony była śliczna, tak przynajmniej to odczuwał. Nie miała żadnych
wspomnień, tylko te zamazane obrazy i ten cholerny popiół, który zdawał się go
prześladować. Z innej jednak perspektywy nie ufała mu, a on nie miał
powodów, by ufać jej. Osunął się po zimnej ścianie, opadł zaraz obok szatynki.
Westchnął:
- Gamma, Beta. Jak myślisz,
kim oni są? – zapytał po chwili by podchwycić jakąkolwiek rozmowę.
Cisza szła w parze z pyłem i lodem, tak się zdaje. Blanchard chciał ją
koniecznie wypełnić. W tym celu usiadł naprzeciw swojej nowej znajomej. Ta jednak ani
nie drgnęła.
- Nie wiem, kim są ani jakie mają zamiary. Skąd mam
niby to wiedzieć? Nie mogę ci nawet powiedzieć, kim dokładnie jestem,
a co dopiero mówić, po co nas tutaj ściągnęli. Na pewno mają jakiś zamiar i
boję się, że niekoniecznie dobry. – stwierdziła z odechcenia. Z pewnością
chciałaby dodać coś jeszcze, ale niestety nie widziało jej się to wszystko w
różowych barwach.
- A cienie? – pytanie padło po jakimś czasie. Było krótkie,
szczere i bez żadnego akcentu. Miało w sobie jednak ta moc, że potrafiło
zelektryzować, przyciągnąć uwagę i zainteresowanie. Carter spojrzała z
uniesionymi brwiami, a mimika jej twarzy zmieniła się diametralnie. Z
wściekłości, przeszła obojętność, by teraz przyjąć zaskoczoną maskę. Charakter
powracał.
- Jakie cienie? - odpowiedziała takim samym tonem,
takim samym stylem. Taką samą maskę przybrał po chwili i blondyn. Pochylił
wzrok i poprawił ręką luźno ułożone włosy, które wchodziły mu do oczu. Więc to miał
być punkt kulminacyjny, a potem pozostało rozwiązanie akcji? W głowie rodziło
się wiele pomysłów, jak rozegrać tę partię na swoją korzyść. Na razie był w
pozycji wejściowej, a by wygrać potrzeba było nutki odwagi,
przekonania i prostej inteligencji. Trzeba niestety też pamiętać, że przeciwnik
też nie jest wcale głupi, a nawet mądrzejszy niż może się zdawać po pierwszym
wrażeniu. Zazwyczaj tak jest. Rzeczywistość jednak jest okrutna,
nawet jeżeli nic nie pamiętasz i nie wiesz kim jesteś.
- Puste ramy, a obrazy gdzieś zniknęły.- rozpoczął powoli i
spokojnie. Cierpliwość! To jest to! – Krążyłaś z pewnością długo po systemach
korytarzy, prawda? Jednakże nic nie zauważyłaś. Mogę ci powiedzieć, że
poszczęściło ci się w tym względzie. Ponieważ ja to widziałem. I
jestem szczerze przerażony. – Katherine uniosła brwi. Philippe znowu użył tego
swojego charakterystycznego tonu. To niezwykłe, jak ludzka osobowość może
szybko się regenerować. Dziewczyna szybo pomyślała, że nie jest pierwszą osobą,
którą spotkał. Z tegoż też powodu wsłuchała się bardziej w jego opowieść.
- Dalej. – szepnęła. Ich głosy automatycznie przeszedł
na prawie szept, jak na zawołanie. - To próbowało mnie zaatakować. Wyślizgnęło
się zza jednego obramowania i próbowało mnie gonić. Ale uciekłem. Dźwięki,
która wydawała ta istota były mrożącymi krew w żyłach, zwinność jaką posiadała
przekraczała ludzkie możliwości. Nie była zdecydowanie do mnie pozytywnie
nastawiona. Przyczaiła się nagle, gdy oglądałem jeden z holi, ruszyła w
najmniej spodziewanym momencie. Wydarłem się, słyszałaś?
- Nie.
- No właśnie. Nie wiem , co jeszcze mnie tutaj
zaskoczy. W każdym bądź razie szybko sobie odpuściła. Bardzo szybko. Ale mój
strach pozostawiła. Nie chcę cały czas ślęczeć w niewiedzy. Mimo tego, że
strasznie się boję, chcę znaleźć tą istotę, ponieważ intuicja podpowiada mi, że
tak mogę się czegoś dowiedzieć. Pragnę nauczyć się obcować w tym budynku,
pragnę dowiedzieć się kim jestem. A jak poznam swojego… echem – zachrząkał
głośno – wroga, to może mi się to uda, prawda?
Dziewczyna spojrzała na niego z niedowierzaniem. Nie
mogła uwierzyć w to , co właśnie usłyszała. Wszystkie próby sformułowania
poprawnej odpowiedzi spełzły na niczym. W myślach powstał ponownie chaos. Czyli
na prawdę nie jest tutaj bezpiecznie? Czy może zginąć? Milczenie przygłuszał
jej chaos. Kolejne obrazki pojawiały się jej przed oczami. Rozglądnęła się
bardzo nerwowo, a jej wzrok utkwił w ramach. Nie mogła… Nie wierzyła, że za
nimi może kryć się cichy zabójca. Morderca, który nawet nie jest człowiekiem,
morderca, który być może nie zna ludzkich uczuć. To były domysły, ale one
wprowadziły paranoję. Napięcie narastało z każdą głuchą sekundą. Zapytała jednak głupio,
jakby zapomniała o ostatnich słowach chłopaka :
- Ty zwariowałeś prawda? O czym ty do mnie mówisz? Jakie
istoty, jakie cienie? Przecież to jest niemożliwie by ktoś
się schował za wąskim pasmem metalu! To jakaś paranoja.
On ją jednak rozumiał, ponieważ przez
dłuższy czas nie mógł się pozbierać. Wtedy, gdy od tego zdarzenia minęło parę
godzin, nadal nie był w stanie powrócić do niego dobrze swoją ubogą i ubolewającą
pamięcią. Białe obrazy, pustki, ogarniała niebezpieczna, czarna aura. Philippe
nawet nie potrafił przypomnieć sobie , jak ta istota wyglądała, pozostał po
niej tylko strach. Jedno pytanie bardzo go dręczyło: co by było,
gdyby jednak udało jej się go dopaść? Czy pozwoliłaby umierać długo i
boleśnie, czy natychmiast pozbawiła by go daru życia? Miał też
jeszcze jedną, bardzo niebezpieczną hipotezę – a co jeśli zrobiła to specjalnie,
jeżeli odpuściła by sobie z własnej nieprzymuszonej woli? Być może chciała
go tylko zbadać, tylko po co? Ta ciekawość mnożyła jego chęci na schwytanie
cienia. To było szalone i bardzo niebezpieczne, ale na zdjęciu był on sam. Nie
miał nic do stracenia, nie czuł się za kogoś odpowiedzialny, nie czuł, że ktoś
na niego oczekuje. Tylko co z dziewczyną obok? Co odkrywała jej fotografia, jej
skrawek pamięci? Czy warto było by tak piękną panienkę wciągać w tak
niebezpieczną grę? Zwłaszcza, że na same wspomnienie o tych potworach reaguje
strachem, zapominając wręcz, że miała być niedostępną buntowniczką, której
raczej nie warto by było podskakiwać zbytnio. Z drugiej strony,
jeżeli trochę się poczeka, może oswoi się z sytuacją. Mu te godziny pomogły. Co jeżeli okaże
się niezastąpioną towarzyszką?
- Nie ktoś, raczej coś. – rzekł cicho po kolejnej przerwie.
Poszedł na żywioł, ciągnął to , co zaczął, mimo wątpliwości, których nierada
było się wyzbyć. - Nie wydaje ci się tutaj wszystko dziwne? Te tajemnicze
wrota, ten lód, który wszędzie zalega, ten obłęd w naszych głowach i te dziwne
płaszcze tych starszych ludzi, bo Gamma za młody mi się nie wydawał, zgaduję,
że Beta też była w średnim wieku. Właśnie. Niestety wątpię, żeby to był
dziwny sen, ten cały zamek, jezioro i bór. To rzeczywistość Kate. Okrutna
rzeczywistość. Możesz mi wierzyć lub nie, ale jestem pewny, że to coś mnie
prawie zaatakowało i będzie jeszcze próbowało. – przełknął ślinę. Kolejny z
jego ciemnych scenariuszy. - Przeczuwam, że nie tylko mnie. Ciebie i innych.
Ale Katherine już nie słuchała.
Chociaż nawet gdyby puściła by to jednym uchem. Wstała
powoli ku zaskoczeniu mówiącego kolegi.
- Wiem, że wszystko jest dziwne. Ale skoro chce
się nas zabić, to po co nas wcześniej ratowano? – podeszła powoli do
ciemnej ściany naprzeciwko. Prawie pustej ściany, tylko jedna rama znajdowała
się w tej części korytarza. Samotna, naprzeciw szafirowych wrót prowadzących do
biblioteki. Między ciemnoniebieskimi kamieniami krył się lód. Nawet tutaj udało
mu się dostać. Serce dziewczyny biło szybko i nie miało planów zwalniać. Ciało
natychmiast gdy miało pozostać luźne, nagle dostało niebezpiecznego
zrywu. Ręce zrzuciły ciężkie obramowanie na chłodną posadzkę. Nie ucierpiało
przy tym zbytnio, choć na pewnym elemencie ozdobnym, dokładnie na wyrytej w
złocie róży, pojawiła się rysa. Co to niby ma znaczyć? Skoro tutaj
wszystkie elementy są kolejnymi puzzlami ogromnej układanki… Kate jednak już
nie przywiązała do tego takiej uwagi. Patrzała ślepym wzrokiem w swoje dzieło –
w kompletnie pustą ścianę. Nie wierzyła, ale jej strach wrodzony mówił, że i w
tej bajce Philippa może kryć się trochę prawdy. Czy warto poświęcać się i
spróbować odszyfrować tą legendę? Na jej zdjęciu kryła się osoba – Rose Carter,
jej prawdopodobna siostra. Skoro ma tez przeczucie, że ta miodowo-włosa
dziewczyna na nią gdzieś czeka, to czy warto teraz ryzykować życiem?
A może to jest też sposób, by spróbować odnaleźć ową dziewoję, znaną
jej na razie tylko z fotografii. Blanchard odpowiedział wszystko wiarygodnie,
dodając do wypowiedzi nutkę swoich przeżyć, ale on chyba robi tak zawsze i
celowo. To na serio był bardzo dobry przeciwnik. Tylko czy gra była
tego warta? On miał zawsze jakiś as w rękawie. Opowiedział na jej pytanie zaraz
po tym, jak ochłonął po huku, jaki wywołała zrzucając obramowanie. Po co ich
ratowano, skoro teraz ich się próbuje zabić.
-Nie wiem, czy to chce nas zabić od razu. – W końcu z siebie to wydusił,
w końcu zdecydował się na szczerość w tej niebezpiecznej partii. – Ale wiem, że
raczej nie jest przyjaźnie nastawione. Po co nas ratowano? Może jesteśmy kimś
niezwykłym? Może komuś przeszkadzaliśmy? Może coś zrobiliśmy w „poprzednim”
życiu?
- Sądzisz, że moglibyśmy być kimś ważnym? - zapytała.
- Gdybyśmy byli zwykłymi ludźmi, nigdy nas by tu
nie było, no chyba , że to sen. Ale jak już mówiłem
– to nie jawa. Niestety. – posmutniał. – Po to chcę
złapać te istoty, by coś nowego zdobyć.
Katherine odchrząknęła i podeszła do blondyna. Kucnęła przy nim i
spojrzała mu prosto w twarz. Czas na jej ostateczny ruch. Szach Mat?
- Bynajmniej nie widziałam
żadnych cieni, bynajmniej nic tutaj nie było. Nie wiem, czy wariujesz Philippe,
ale nie wiem też, czy przypadkiem nie mówisz prawdy. Mogę ci pomóc poszukać
dowodu na istnienie cienia, ponieważ też mnie ogarnia ciekawość. Ale nic nie
obiecuję. Ni ufam ci, tak samo jak ty nie ufasz płaszczom, temu miejscu,
być może i mi. Niczemu nie wolno nam ufać. Potraktujmy to jako
wspólne zdobywanie do siebie pewnego dystansu. Co dwie głowy to nie
jedna. Uważaj, chcę cię potem traktować jako kompana, ale na razie nie wiem,
czy dziewczyna z mojej fotografii nie istnieje naprawdę. Rozumiesz?
- Bo co dwie głowy to nie jedna… Moja nowa
towarzyszka. – pierwszy od dłuższego czasu słaby uśmiech pojawił się na twarzy
blondyna. Podał jej swoją prawą rękę, która ponownie złożyła się w serdecznym
uścisku z dziewczyną. Determinacja Blancharda zadziałała odrobinkę na Carter,
ponieważ po tym poważnym przemówieniu jej kąciki uniosły się w górę. Może i
sobie niezbyt ufali, ale byli razem, a w grupie raźniej. Zawiązali razem
pierwszy sojusz. Oboje mieli też nadzieję, że wyniknie coś z tego więcej, niż
tylko prosta umowa. Mieli nadzieję, że razem za niedługo złączą się w uścisku
przyjaźni i tego, czego potrzebowali najbardziej – ufności.
- Witaj mój nowy towarzyszu.
A paczaj, właśnie zamierzałam nadgonić twój blog, bo trochę muliłam przez listopad! :D Nie wiesz, jak bardzo się ucieszyłam na twój widok, wreszcie!
OdpowiedzUsuńTak, księżniczka wilków i podopieczny aniołów. *^* Tak bardzo się ekscytuje, kiedy myślę, że być może czas ich wprowadzić.
Masz niezłe przemyślenia, choć na twoim miejscu zastanowiłam się bym, kim są te "popiołowe płaszcze" i jaki mogą mieć cel oraz kim dokładniej jest wiedźma i jakie może być jej miejsce w hierarchii.
Co do Kate - poprawię, ponieważ notkę wklejałam na szybko i kilka błędów mi umknęło. Ma kasztanowe włosy. ;) Dziękować!
Link twojego bloga mam w polecanych. ^ ^
Właśnie sprawdziłam jeszcze w Internecie synonimy szatynki jeszcze raz. I okazuje się, że dobrze napisałam. Kate to osoba o kasztanowych włosach, brązowych czyli jest szatynką. ;D
OdpowiedzUsuńSuper! Poskromiłam ten tekst w mgnieniu oka bez większych przeszkód! Czytało się miło, muszę przyznać, że historia urzekająca i pełna napięcia. Świetnie opisujesz.
OdpowiedzUsuńBtw, paczadła <3
Wszystko jest takie skomplikowane, że aż chcę wiedzieć, co dalej! Czekam niecierpliwie na kolejne rozdziały nooo! :3
~ http://no-rules-in-my-world.blogspot.com/
Dziękuję. ;3; Zrobiłaś mi dzień na nowo. Dziękuję. ;3;
UsuńNowy rozdział wkrótce. ;)
Zgadzam się - naprawdę ładnie piszesz! (Jedyne co, to nie lubię "dziewoi" i "persony", ale to tak na mój gust. ;x)
OdpowiedzUsuńMyślę, że sama historia też zachęca do czytania - mówię sobie: "nie ma czasu, trzeba wyrobić się z tym wszystkim do Świąt", ale i tak zaglądam, żeby dowiedzieć się o dalszych losach bohaterki. :/
Mimo to muszę przyznać, że niepokoi mnie wprowadzanie w fabułę elementów fantastycznych. Mam cichą nadzieję, że to stopniowe uświadamianie nas, czytelników, będzie trwało jak najdłużej (nie "raz a dobrze"), ponieważ lubię tę "plątaninę myśli", którą opisujesz, wczuwając się w postaci. :) Oprócz tego niewiedza podkręca atmosferę - to się czuje. :)
Dzięki za to, że piszesz i udostępniasz! Czekam na ciąg dalszy! :)
Spokojnie Beatko, To co opublikowałam to dopiero zalążek myśli. To nie są nawet podstawy. Trochę was jeszcze pomęczę, zanim przekonacie się, jako czytelnicy, jaki jest sens akcji.
UsuńDziękuję, że przeczytałaś. Kochana jesteś. ;)
Nominowałam cię do Liebsten Award. Szczegóły za chwilę na http://ciemnyelf.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńBardzo ci dziękuję. Gdy tylko znajdę czas odpowiem na pytania i nominuję kolejne blogi. ;)
UsuńMelduję się, że prolog i dwa poprzednie rozdziały już przeczytane! Na razie powiem tylko tyle, że ta historia jest tak szalenie oryginalna, że aż jestem w szoku - nie tego się spodziewałam, wchodząc tu. Póki co tego rozdziału jeszcze nie przeczytałam, pewnie jutro to zrobię, bo dziś już nie mogę patrzeć w monitor - chciałam tylko dać znać. W każdym razie - Beta wydaje się ciekawą postacią, chociaż osobiście powiem, że podejrzewam, że ona wcale nie chce tak do końca pomóc naszej bohaterce. Mogę się, oczywiście, mylić, ale póki co tak sądzę.
OdpowiedzUsuńNo i kolejną kwestią, która mnie niezmiernie ciekawi jest to kim jest osobnik z prologu? Bardzo intrygująca postać.
No i oczywiście czekam na zapowiedzianego w tytule nowego towarzysza! Z chęcią poczytałabym dziś dalej, aż mnie nosi, ale naprawdę moje oczy nie dają rady ;_; Obiecuję w każdym razie zajrzeć jutro i skomentować kolejne rozdziały, a tymczasem pozwolę sobie zaobserwować :D
Pozdrawiam! :)
~http://gud-med-oss.blogspot.com
Blogspot się zbuntował, i nie daje zaobserwować, ale jak się ogarnie, to zaobserwuję :D
UsuńDziękuję za opinię. Beta to postać bardzo kontrowersyjna i niezbyt dużo mogę powiedzieć teraz na jej temat. Na pewno jeszcze pojawi się w wielu intrygach. Natomiast płaszczyk z prologu to zdecydowanie osoba, z którą nie chciałabym mieć do czynienia w życiu realnym. Powstała przy połączeniu cech osób, których po prostu nie lubię, tak oto powstała. Też na pewno się jeszcze pojawi. Muszę przyznać, że zwróciłam uwagę na dwa charaktery, które odegrają ważne orle w całym opowiadaniu. Ma się to wyczucie. ^^
UsuńJeszcze raz bardzo dziękuję za opinię. ^^
Teraz to ubolewam, bo przeczytałam właśnie rozdział trzeci i wciągnęło mnie przeokrutnie, a ja muszę wyjść z domu, no! :< Daję tylko znać, że przeczytałam - robi się okropnie creepy, ale to bardzo dobrze, bo ja lubię takie klimaty. I przepraszam, że w tej chwili nie skomentuję bardziej wyczerpująco, ale naprawdę się spieszę. Odezwę się dziś wieczorem, albo jutro - zależnie, o której dziś wrócę :) W każdym razie jestem, czytam, nigdzie nie uciekłam :)
UsuńNo to dziś też się nie odezwę, za dużo roboty. Będę zaglądała w tygodniu :)
UsuńDobrze, dobrze. ^^'
Usuń