Skyrim Soundtrack

sobota, 28 grudnia 2013

[004] Preludium do działania. Ryk.


            Niepewność pojawiła się tak szybko, jak decyzja o polowaniu. Szczerze, to towarzyszyła nawet już podczas tego wyboru. Wzrosła jednak w niewyobrażalnym tempie i nie dotyczyła tylko jednej osoby, mocniej odczuł ją nawet pomysłodawca całego przedsięwzięcia. Przynosiła ze sobą wiele tematów, na które można by było snuć historie i przeróżne teorie, dla których mało było dowodów – białe pustki, szary popiół i parę niewyraźnych obrazów. Nie była to cecha, która znika szybko. Ba! Wraz z czasem nasilała się i pozostawiała kolejne wątpliwości i pytania. Podmywała fundamenty rzeczy dokonanej i nie poprzestawała na tym, nie chciała się poddać. Wartość ta mogła odwrócić bieg wydarzeń, gdyby tylko udało jej się komuś przekonać. Zakładała kolejne hipotezy dotyczące prawdopodobnych skutków, wróżyła przyszłość na podstawie paru słów. Cała gra toczy się przecież jedynie o nie, tylko od siły woli zależy, czy uda się ją pokonać. Spokój nie był w tej sytuacji sojusznikiem zgubionych ludzi. Ta zgoda i porozumienie miały przecież zapowiedzieć jakieś kroki na ustalonej ścieżce, może nawet nieciekawą wojnę. Tymczasem panowała nieustanna cisza. Po co wywoływać wilka z lasu? Po co się narażać? Nie znamy tego zamku, po co walczyć, skoro można spróbować zrozumieć i tolerować? To już jest chyba natura człowieka. Ciekawość, rządza władzy, brak cierpliwości. Pokoju nie było, nie ma i nigdy nie będzie. Cofnąć natomiast niestety już się nie można. Albo stety. Ponieważ czasami niepewność może zniszczyć największą pułapkę. Albo zrujnować największą szansę.  Nagrodą na zamku skutym z lodu mogła się okazać odzyskana tożsamość. I dla niej podjęto próbę i przygotowania. Dla najwyższego lauru. Widać, że czasem pojawia się determinacja, by ustąpić tej nieciekawej wartości. Huśtawka nastrojów, jej rozmiar powiększał się przez wiele czynników, niemniej dziwnych. Wszystko działo się spontanicznie, może też to decydowało o sile wątpliwości. Czasami jednak czas jest na wagę złota, chociaż wtedy stracił swoją cenę. Wraz z jego biegiem wiele spraw dotyczących akcji pozostało wielką zagadką. A jeżeli wróg wie o wszystkim, to zguba przyjdzie prędzej niż wszyscy się spodziewają. Czy następny w kolejce ustawi się właśnie strach? Strach przed samym sobą?
Kate westchnęła zrezygnowana. Krążyła wraz od godziny po zamku wraz ze swoim nowym towarzyszem. Z minuty na minutę wydawało jej się to wszystko coraz bardziej nieciekawe. Wiedziała, że krążyli od jakiegoś czasu w kółko. Nic się nie działo. Ta umowa z Philippem miała być symbolem czegoś nowego, symbolem kolejnych odkryć. Tymczasem dopadła ją nuda, która zrodziła kolejne przemyślenia w jej głowie. Sama była zaskoczona ich rezultatami. Nie pamiętała przecież nic ze swojego życia. W pewnym momencie wpadło jej na myśl, że zdolności, jakie nabyli kiedyś tam, mogły pozostać. Chociaż na razie nic na to nie zapowiadało. Zauważyła, że gdyby tak było, być może odkryliby część swojego własnego „ja”. Nawet byli w stanie to zrobić na podstawie charakteru, wymagało to wprawdzie ogromnej szczerości drugiej osoby, ale pozwalało na domyślenie się czegoś więcej. Carter wzięła pod uwagę takiego Blancharda. Kim on mógł być? Pułapką. Dlaczego? Z powodu swoistego akcentu i wymowy niektórych wyrazów oraz nietypowego zachowania w obliczu tragedii. Skojarzenia związane z jego mową i stylem bycia? Ktoś posiadający maniery, wiedzący o swoim pochodzeniu, afiszujący się nim. A jakie to może być pochodzenie? Kiedyś z pewnością mógłby być księciem albo jakimś szlachcicem. A może nadal jest?
- Metoda dedukcji – mruknęła pod nosem, mimo woli. Zwróciła na siebie uwagę chłopaka. Przez chwilę mogła czytać z jego oczu – zmęczenie, zrezygnowanie, dezorientacja. Ewidentnie czegoś szukał, ale nie potrafił znaleźć. Intuicja już nie wyrabiała. Nie była chętna do współpracy. Być może spała? Dlatego wspinali się po schodach tego samego holu już trzeci raz?
- Coś mówiłaś? – spytał po chwili. Dopiero po chwili. Spóźniony. Ewidentnie spał. Kate pokiwała głową z dezaprobatą. Jednakże wyraziła ją nie w stosunku do niego, raczej do siebie.
- I jest haczyk. – znowu ten sam głosu. Zamyślony, pełen filozofii. Być może stracił już rachubę czasu, przez bezczynność i zamyślenie z niej wynikające.
- Jaki?
- Nie wiesz nic o swoim pochodzeniu, prawda? – zapytała. No tak….
- Brawo, odkrycie na skalę światową. – Philippe stracił zainteresowanie i ruszył dalej, nieoglądając się za siebie….
 No tak, jak dziewczyna mogła wcześniej wywnioskować, że afiszuje się swoim urodzeniem, skoro nawet go nie zna? Wszystko jest już bardzo skomplikowane, a na razie nie zapowiadało się, że będzie lepiej. Wręcz przeciwnie. Te cienie nie były dodatkiem normalnym. Ona czuła, on czuł, że kryje się za nimi jeszcze tysiąc innych historii, które będą na pewno powiązane z ich osobami.
            Tymczasem obydwoje skręcili w kolejny korytarz. Oddalili się od tak znajomego już holu. Mijali te same ramy, te same bordowe wrota, od których wiało tą samą grozą. Wpadli w przerażającą rutynę zamku, zamknięty krąg i pętlę. Chodzili w kółko i nie mieli pojęcia, jak się wydostać. Wrodzony strach już nie wskazywał drogi tak dokładnie. Być może bał się jej końca, jej skutków, celu w jakim została podjęta. To wszystko potęgowało zniechęcenie. Mogło się wydawać, że w środku zaczęło wszystko się skręcać z negatywnych uczuć, serce biło mocno, mimo tego, że nic się nie działo… Aż w końcu nadeszło wybawienie. Eksplozja.
- Jasna cholera! – krzyknął w pewnym momencie blondyn. Ryknął na całe gardło, mógł postawić na nogi wszystkich mieszkańców zamku. Mógł, ale tego nie zrobił. Na jego zryw zareagowano ciszą. Nic się nie stało. Nawet wtedy, gdy podszedł do ściany i uderzył w nią pięściami. Carter pomyślała natychmiastowo, że może się zaraz rozpłakać ze złości. Nie zrobił tego. Zdała sobie sprawę, jak dużo dzieli ją od towarzysza. Zrobiła przecież to samo w bibliotece, ale nie wytrzymała i wylała potok łez mimowolnie. Nie chciała ich pokazywać. Blanchard natomiast z chęcią by to zrobił. Po prostu nie potrafił.
- Cholera jasna. – szepnęła parę sekund później szatynka i podeszła do kolegi. Nie wiedziała, co mu nagle odbiło. – Nie krzycz tak. Nie wiesz nawet, jak mnie przestraszyłeś.
- Gotowa na wszystko, co? - Zaśmiał się drwiąco. Tak, śmiał się idealnie z niej. Jak na zawołanie, na jej słowa. Spojrzał na nią wściekłym wzrokiem. Miał z pewnością jej tyle rzeczy do wyrzucenia, tyle emocji chciał z siebie wydalić. Po prostu nie mógł. Ten obojętny, zielony wzrok z jej oczu uświadomił mu, że to tylko jego niespokojna dusza, że tak naprawdę nic się nie dzieje. Przypomniał sobie dopiero po chwili, że właśnie nicość jest przedmiotem jego zdenerwowania. – Chodzi… Chodzi o to, że się zgubiliśmy.
- Odkrycie na skalę światową. – jęknęła cicho. – A tak w ogóle, gdzie chciałeś dojść? Mogę wiedzieć jako twoja towarzyszka, prawda?
Razem osunęli się na ścianie i usiedli obok siebie. Wszystko wydawało się praktycznie takie samo, jak wtedy, przed biblioteką. Tylko 3 różnice. Pierwsza – To Philippe się zdenerwował, druga – obok nie było niebieskich wrót, trzecia – oprócz wrót na korytarzu nie było też ram. Czas płynął nieubłaganie. Zbliżał się zmierzch. Tak wnioskowali po oknie, znajdującym się niedaleko nich. Do jeziora było całkiem blisko, ale zarazem daleko.
- Szukałem błękitnych wrót – rozpoczął Philippe po chwili. Dziewczyna kiwnęła głową. – Być może byłoby tam coś, co nam by pomogło.
Oparła głowę o ścianę. Przymknęła oczy i zatopiła się w myślach. Grzywa zasłoniła jej oblicze, jej emocje i wrażenia. Otwarła lekko usta by nabrać oddechu:
- Tylko, że warto wiedzieć, czego się szuka.
- Wiedziałem. – otwarła i oczy, by zamrugać ze zdziwienia parę raz. Uniosła brwi. Wiedział? Naprawdę wiedział? Powiedział to jakoś bez przekonania.
- Nie wierzę ci~! – zanuciła cichutko.
- Zanim ciebie spotkałem widziałem chłopaka z bronią. – brązowowłosa podskoczyła niespokojnie. Teraz mówił jej tak ważną informację? Teraz się dowiaduje? Minęło trochę czasu od zawiązania sojuszu. Ile jeszcze tajemnic skrywa przed nią chłopak, które mogą rozwiązać sprawę.
- Jaką bronią? – spytała po chwili zdruzgotanym tonem, z drżeniem w głosie. Zakipiało w niej z emocji. A chłopak w ogóle nie przejmował się, miał swoją obojętną twarz. To ona potęgowała też zdenerwowanie w szmaragdowych oczach, przybierających burzowego nastroju. Spotkały się one z morskim spokojem. Ale ten spokój nie wydawał się taki bezpieczny. Raczej był sztuczny.
- Karabin. – odparł po minucie sucho. – On miał karabin. I wiedział, jak się z nim obchodzić.
            Kate zatkało. Nigdy nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Karabin? W takim zamczysku, wziętym żywcem z jakiejś baśni? Karabin? W miejscu, gdzie fantastyka miesza się ze rzeczywistością?
- Znaczy… Że taka niby strzelba? Na proch? – jęknęła cicho niedowierzając całej sytuacji. Czyli, że szukali broni palnej? Pistoletu? Philippe pokiwał twierdząco głową. Teraz to on zmusił się, by zamknąć oczy. Miał przeczucie, że głupieje.
            Wszystko to wydarzyło się, zanim wszedł do biblioteki, a krótko po tym, jak przeżył spotkanie z cieniem. Powoli kroczył przez kolejne skrzyła zamku na chwiejących się nogach. Przerażenie ogarnęło jego duszę, a przed sobą widział tylko obrazy dziwnej istoty, mrożącej krew w żyłach. Pot nadal lał mu się z czoła. Było mu gorąco, strasznie duszno, mimo panującego dookoła zimna. Stracił rachubę czasu, nie wiedział, kiedy nastała noc. Wszystko wydawało się jeszcze bardziej puste niż za dnia. Nie zwrócił uwagi na nowy element, którego nigdy nie zauważył – świece. One rozjaśniały oblicze mroźnych ścian po zapadnięciu zmroku. Nie miał czasu się nawet zastanowić, kto i kiedy je zapalił. Przed sobą widział tylko parę bordowych oczu. Wpatrywał się na jawie w ich mrok. Rozwiał go dopiero odgłos strzału. Krótkiego, ale bardzo wyraźnego. On też rozproszył Philippa. Przez chwilę blondyn nie wiedział, co tak naprawdę ma robić. Rozejrzał się dookoła ze strachem. Skulił się. Dopiero po jakimś czasie odważył się podejść do rozwidlenia dróg, mieszczącego się kilka metrów przed nim. Włos mu się zjeżył na głowie na widok tej osoby.
            Był ubrany dokładnie jak on, być może był nawet w tym samym wieku. Pełne, ciemne buty. Rozpinany, biały sweter, trochę luźny. No i ciemniejsze spodnie. Wtopił się w swój strój swoją bladą cerą, a włosy bardzo się wyróżniały – ciemne jak smoła, krótkie, nastrzyżone. Nawet Philippe miał dłuższe. Przez chwilę mógł ujrzeć też oczy – niebieskie paciorki. Bardzo podobny odcień do jego tęczówek, z tym, że nieznajomy miał je… większe. Niebezpiecznie mu się patrzało zza ciemnych, grubych brwi. A w ręku trzymał właśnie ten karabin. Palec miał przyłożony do spustu, mimo iż nie celował nigdzie. Był raczej przygotowany na wszystko. Cierpliwie czegoś nasłuchiwał. W każdej chwili mógł oddać strzał. I w końcu nadeszła chwila, że go oddał. Zerwał się, wycelował w sekundzie, by nacisnąć przerzutnik. Uruchomił cały zestaw mechanizmów. Rozległ się kolejny, nieprzyjemny dźwięk. Krótki, ale gwałtowny i nieprzyjazny. Strzelec wyborowy. Wpadł w bieg w to miejsce, gdzie strzelił chwilę wcześniej. Po paru sekundach dało się usłyszeć kolejne huki. Chłopaka nie było już widać. Kolejne grzmoty nastawały coraz dalej, coraz ciszej. Philippe wstał. Miał ochotę pobiec, ale tego nie zrobił. Miał ochotę spytać się, o co chodzi, ale nie mógł – nie był pewny, czy nie padnie trupem. Nie znał go. Ale miał powody, by się bać. Założył od razu, że nie ma również wspomnień oraz gdzieś musiał znaleźć ten cholerny karabin. Wtedy obudziła się w nim wola walki.
            Streszczenie tego wszystkiego zajęło mu niezbyt dużo czasu. Od razu dopowiedział, że kilka chwil po tym wszystkim odnalazł ją i oprócz ich dwójki nikogo już nie spotkał. Carter wysłuchała go bardzo uważnie. Nie mogła nadal uwierzyć w element z strzelaniną, z bronią, ale nie miała innego wyjścia jak to zaakceptować. Zadała tylko jedno pytanie:
- Czy widziałeś, do czego strzelał ten chłopak?
- Nie. – pokiwał przecząco głową. – Można się tylko domyślać. Inna osoba bez wspomnień, popiołowy płaszcz, może cień… Myślisz, że gdyby strzelał do człowieka bez niczego… Mógłby być psychopatą?
- Tak. Sądzę, że dobrze zrobiłeś nie biegnąc za nim. Trzymajmy się lepiej na wodzy. I lepiej znajdźmy coś do obrony. – Kate spotkała się  natychmiastową aprobatą tego pomysłu.
            Chwilę po tym wszystkim wydostali się z zamkniętego kręgu. Czuli, że nie mają już sobie nic ważnego do powiedzenia. Blondynowi wyraźnie ulżyło. Teraz wszystko będą odkrywać razem. A w grupie raźniej.

~.~

            Ryk. Gardło związało się niebezpiecznie. Płuca nie wytrzymywały, oddech był bardzo szybki. Serce pękało. Powieki były zlepione krwią, przez co nie mogły ukazać oczu. Czuł, jak topił się w tej substancji, która wypływała z jego ciała. Bólu nie dało się wytrzymać. Chłopczyk znowu krzyknął. Niestety, nikt nie był w stanie mu pomóc. Ciemna istota, która krążyła wokoło niego nie miała dobrych zamiarów. Co chwila dźgała poranione ciało, syczała mu do ucha, ciągnęła za włosy. Nie zdawała się słyszeć płaczu. Może miał z 15 lat, na pewno nie był dorosły, choć nie można go też nazwać aż takim dzieckiem. Niestety, jego wiek się nie liczył dla cienia. Nie można też było tą istotę posądzać o jakąkolwiek litość. Nóż okryty czarną aurą, który znalazł się po chwili w piersi ofiary, został umieszczony tam dla czystej zabawy i przyjemności oraz z polecenia wyższych sfer. To nie łaskawość, współczucie czy wyrzuty sumienia, którego nawet nie było. Śmierć nastała natychmiastowo, ponieważ tak było zapisane. Wołanie o pomoc ustało w jednej chwili, gdy stal topiła się w bordowej cieczy. Ten sam odcień, w tej samej chwili pojawił się w myślach Philippa Blancharda. W jednym momencie poczuł On ten sam ból i wydał z siebie ten sam wrzask. Upadł na zimną posadzkę na oczach Katharine wtedy, gdy enderman opuszczał leżącego w krwi w innej części zamku. 

~~~.~~~

Kim jest tajemniczy brunet z karabinem snajperskim? Do kogo strzelał? Czy jest psychopatą, a może ma taki sam cel jak nasi bohaterowie? Kto został zamordowany i jakie ma On powiązanie z Philippem? Jak zareaguje Kate? Jak zareagują popiołowe płaszcze? Jaką rolę naprawdę odgrywa tajemnicza wiedźma? Czym są endermani? Zamek na pewno nie jest bezpieczny. 
Zapraszam do komentowania. 

12 komentarzy:

  1. Mogłabyś dodać opcję Obserwatorzy? ;)
    Przydałaby się, bo chciałabym poczytać twojego bloga, a jak na razie nie mam czasu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. I wyłącz wpisywanie tych kodów, nikomu nie chce się tego robić ;)
    Wchodzisz w Ustawienia, później w Posty i Komentarze ;)
    Pzdr. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, zaraz to zrobię. :)

      Usuń
    2. Gotowe. Przycisk był na dole. Głupia ja nie zauważyłam też tych opcji, które rozwiązują wiele problemów. ;) Dziękuję.

      Usuń
  3. Jak zwykle świetna robota! ^^ I znowu taki... dezorientujący koniec. :/

    Oo, mam cichą nadzieję, że nasz strzelec będzie z "tymi dobrymi" (i będzie jeszcze fajniejszy niż Philippe :D)... Swoją drogą, czy planujesz może wątek romantyczny? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wątek romantyczny - będzie się łatwo domyślić kto, z kim i dlaczego, ale nie wiem, czy z szczerością będę opisywała "ten kocha tą.". No może po za samą końcówką, ale do tego jeszcze, hoho, daleko.
      Koniec... Mam nadzieję, że pokrótce się wyjaśni. ;/
      Strzelec to na razie postać, którą kocham całym, ciepłym serduchem. ;D

      Usuń
  4. Rozdział jest naprawdę świetny! Ale niestety tworzy jeszcze więcej pytań :c Ale jestem strasznie ciekawa co będzie dalej, a więc pisz! :D Czekam na kolejny:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. Nie przeszłam jeszcze całej, ale mogę powiedzieć, że tak.
      Soundtrack i grafika są świetne. *^*

      Usuń
  6. Jak Ty potrafisz zafascynować człowieka tym co piszesz :).
    To jest właśnie to: styl pisania, trzymanie czytelnika w niepewności itd. Aż chce się czytać.
    Szkoda tylko, że ja tak nie potrafię ale to nie ważne :)

    Podziwiam i pozdrawiam :)
    MG93

    OdpowiedzUsuń